Pomysł rejsu w stronę koła podbiegunowego pojawił się w trakcie ubiegłorocznego do norweskich fiordów, który na szkunerze sztakslowym "Warszawska Nike" poprowadził kpt. Norbert Achtelik. Wypłynęliśmy dwunastoosobową załogą mając do dyspozycji dwadzieścia dni, zaś trasa po prostej z wyliczenia wynosiła 1660 mil. Realizacja takiego zamierzenia wymagała 80 milowego przebiegu dziennego oraz układu wiatrów eliminującego halsowanie. Pogoda sprzyjała i już następnego dnia osiągnęliśmy bornholmskie Nexo, skąd po krótkim odpoczynku, przy mocnym wietrze zachodnim popłynęliśmy w stronę gotlandzkiego Visby.
Urok tego miasteczka był dla wszystkich miłym zaskoczeniem. Wieczorny spacer wąskimi uliczkami przecinającymi wzgórze, wzdłuż murów obronnych sprawiał, że pojawiała się naturalna chęć pozostania tu na dłużej. Tę perełkę bałtyckiego morza polecamy wszystkim żeglarzom. Z Visby skierowaliśmy się w stronę portu Nynashamn. Pięknie położona marina powitała nas pośród zielonych lasów, dająca poczucie spokoju i wyciszenia. Niestety pobyt musieliśmy ograniczyć do minimum, kierując jacht w stronę Sztokholmu.
Korzystając z locji kpt. Kulińskiego oraz szwedzkiego atlasu szkierów zdecydowaliśmy się na przejście południowe, malowniczymi szkierami przez cieśninę Baggensstaket. Samo przejście szkierami stanowi już wystarczający powód pojawienia się w tym miejscu. Skaliste brzegi, zawiłe i wąskie przejścia (niekiedy w odległości kilku metrów od stojących na brzegu domów) wymagające użycia sygnałów dźwiękowych sprawiały, że odczuwalny był nieco bajkowy nastrój.
Sztokholm powitał nas piękną pogodą i atmosferą zabawy (dziesiątki samochodów ciężarowych, na których młodzież kończąca edukację zorganizowała objazdowe dyskoteki, przemieszczające się ulicami miasta). Dostojne miasto, z przepiękną starówką i królewskimi pałacami jest w stanie zachwycić nawet najbardziej wybrednego turystę. Niewątpliwą atrakcję stanowi również muzeum Wazy, gdzie umieszczono wydobyty z dna portu i zachowany w doskonałym stanie wrak szwedzkiego okrętu. Był on niewątpliwym "cudem" ówczesnej techniki szkutniczej, która sprawiła, że zatonął on - zaraz po zwodowaniu. Całodzienny pobyt zakończyliśmy udziałem w dorocznym święcie szwedzkich (przyznać trzeba - oryginalnych) kulinariów.
Ze Sztokholmu przez Vaxholm popłynęliśmy w stronę, gdzie u pięknej Pani bosman uzyskaliśmy tygodniową prognozę pogody, która upewniła nas w kontynuacji rejsu w stronę koła podbiegunowego.